Alarm bombowy wywołał niepokój w dwóch punktach wyborczych numer 425 oraz 426, położonych na terenie stolicy. Incydent zmusił do interwencji siły policyjne i saperów, którzy natychmiast udali się na miejsce. Budynek, w którym mieściły się komisje wyborcze, został otoczony przez policję w celu zapewnienia bezpieczeństwa.
Ten niecodzienny incydent został potwierdzony przez Sylwestra Marciniaka, szefa Państwowej Komisji Wyborczej. Przyznał on, że informacje o potencjalnym zagrożeniu dotarły do komisji, chociaż nie podał żadnych szczegółów na temat samej sytuacji czy jej przyczyn.
Przed budynkiem, gdzie komisja wyborcza prowadziła swoją pracę, znaleziono opuszczony plecak. Ta nieprzewidywalna sytuacja spowodowała, że wiele osób musiało zaczekać na zewnątrz pokaźnej ilości czasu. Na szczęście, po usunięciu potencjalnego zagrożenia, procedura głosowania została wznowiona.